Wiecie co zrobić z tym nagłówkiem, słodkie Wy mysiepysie.
Jestem w stanie sobie wyobrazić powody, dla których Egmont zaczynając wypuszczać szaleńczo drogie komiksy ogłosił, że będą one w limitowanych egzemplarzach. Psychologia rynku i marketing dla opornych w dwa semestry są w stanie wbić każdemu handlarzowi do głowy, że aby zarobić, musi przekonać klientów o wyjątkowości swojego produktu. Egmont chciał zarobić, więc postawił na błyszczące okładki, wysoką cenę i niski nakład. Wydajesz te 100 zeta z kawałkiem i przez resztę tygodnia cieszysz się obfitym wzwodem. Chociaż ten jeden raz w życiu.
I jestem absolutnie daleki od obwiniania Egmontu za to, że chciał zarobić na swoich komiksach.
To co jednak mnie nieco zdziwiło, to że zamiast w spokoju wydać tych nieszczęsnych mistrzów komiksu w drugiej, bardziej budżetowej serii, Egmont, ustami Tomka Kołodziejczyka pod koniec lutego zaczął lekko kokietować, że chciałby, ale się nieco boi czytelników, i czy to w ogóle wypada, że zawiedzione zaufanie i tak dalej.
I w sumie zaskoczyły mnie dwie rzeczy, jedna pozytywnie, druga negatywnie. Pozytywnie mnie zaskoczyli ludzie siedzący na forum Gildii, którzy spokojnie, całkiem zgodnym głosem powiedzieli, że nie widzą problemu. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się rozdzierania szat w stylu tych nielicznych głosów kolekcjonerów, który okazały się dla mnie właśnie tą negatywną niespodzianką.
Tak czytałem sobie te kolekcjonerskie wypowiedzi ze wspomnianego marcowego tematu z Gildii, a także z niedawnych komentarze na Alei Kojotów i się dziwiłem, o co chodzi. I doszedłem do wniosku, że ci jęczący męczennicy mają tyle wspólnego z kolekcjonowaniem, co ja z degustacją alkoholi.
Na scenie hcpunk od dłuższego czasu trwa triumfalny pochód kolekcjonerów winyli, którzy kupują każdą możliwą edycję płyt swoich ulubionych wydawców. W różnych kolorach tworzywa, różnych okładkach, różnych wydaniach.
I powiedzcie mi, co to jest za kolekcjoner, który gdy słyszy, że będzie miał możliwość kupienia jeszcze raz tego samego komiksu w innej oprawie, to zaczyna odwalać Rejtana, że mu kolekcja na wartość straci? To co jest ważniejsze, fakt samego zbieractwa, czy ilość kasy jaka w tym siedzi?
To nie jest kolekcjoner, tylko cholerny spekulant, który kupił te komiksy tylko po to, aby je za jakiś czas sprzedać na allegro za te kilkadziesiąt zeta więcej. I w sumie nie powinienem ich winić, że dbają o swoje interesy, ale naprawdę – są bucami i tylko degenerują jeszcze bardziej ten znojny padół łez. Pomylili branże, powinni się realizować w nieruchomościach.
I jeszcze to pitolenie o Egmoncie, który tą całą kolekcjonerską hucpą niby uratował rynek. Bo gdyby Egmont ich nie wydał, to na pewno timof, Kultura Gniewu, Manzoku, Mucha i cała reszta siedziałaby z założonymi rękami. Litości!