„Castle Crashers” są jedną z tych gierek na które czekam i czekam, co chwila zapominam, że na nie czekam, aby potem sobie przypomnieć, że jednak czekam i niecierpliwić się, że ile można jeszcze czekać?
Świetna grafika, czteroosobowa rozwałka w starym dobrym stylu, ino produkcja gry wlecze się i wlecze. Naprawdę, mam nadzieję, że tytuł wyląduje we wczesne wakacje na Xbox Live bo mam w planie zamęczać nim Martę. Jestem pewien, że się zgodzi, ponieważ w grze jest śliczny kotek. Rach! Ciach!
I teraz.
Zespół pracujący nad „Castle Crashers” wywodzi się bezpośrednio z kultowego już serwisu Newgrounds, na który zajrzeć musiał każdy, kto choć raz w życiu szukał jakiejś fajnej flashowej gierki. Świadomi, że powoli ich gra zaczyna dochrapywać się podobnego statusu co „Duke Nukem Forever”, to jest branżowego żartu, uruchomili bloga z informacjami o postępie prac.
A na samym New Grounds pojawiła się gierka, w której sterując rycerzykami trzeba pokonać oszalałego Toma Pulpa, jednego z członków studia Behemot, który postanowił się nie golić dopóki gra nie ujrzy światła dziennego. Rozgrywka nieco upierdliwa, ale daje przedsmak tego, co zobaczymy w „Castle Crashers”
Nikt nie kocha robienia gier tak bardzo jak małe studia.
Rach! Ciach!
och.. scratchpaw! absolutne cudo.
Fajna muza i lektor w tej flashowej popierdówce. Przypominają się stare, dobre giery od Capcomu z D&D w tytule.
Ano, ile ja czasu straciłem na trzeciej czy drugiej części Turtlesów na Pegasusie.
Albo na Double Dragon 2.
Eh!