Powinienem był napisać w tytule „Calvin i Hobbes: Format jest po prostu inny”. Konrad już kiedyś narzekał na różną wysokość komiksów z tej samej serii, lecz tutaj sytuacja jest zgoła inna. Wydawca świadomie postanowił, w dwóch trzecich wydawania serii, zmniejszyć jej format do dwóch trzecich. Czyżby zadziałała magia liczb? Dostajemy tę samą liczbę pasków, bo jednocześnie zwiększono liczbę stron, a historie zawarte na stronicowych planszach są kolorowe. Wielu nie podzieli mojego zdania, ale powiem, że fajnie. Minusy są takie, że komiks będzie się dziwnie prezentował obok siedmiu innych tomów, a także, że historyjki niepaskowe mają jeszcze bardziej zmniejszony rozmiar. Powiem szczerze – nie przeszkadza mi to – „Calvin i Hobbes” w takim formacie nabiera jeszcze większego uroku.
Bo „Calvin i Hobbes” to komiks przede wszystkim urokliwy. Bill Watterson zachwyca domorosłą filozofią, która przeplata się ze słodką naiwnością i dociekliwością sześciolatka, którego umysł pełen jest psot i figli. Autor w tym tomie świetnie porusza się w konwencji humoreski, wykorzystując motywy znane z poprzednich tomów. Mamy zatem zarówno klub PFUJ (Precz Fstrętnym Uciążliwym Jędzom), maszynę czasu i niepospolite bałwany. Calvin ciągle ma sześć lat, ciągle robi te same rzeczy i wciąż bawi. „Dni są po prostu za krótkie” cechuje także jedna rzecz którą bardzo lubię – nie brakuje stanowczych wypowiedzi mamy i ironicznych komentarzy taty Calvina. Jest to bardzo ważne, ponieważ Watterson w ten sposób świetnie dozuje nam każdy aspekt składający się na to, że „Calvin i Hobbes” to komiks wciągający i niezwykły – nie czuć zmęczenia formą, a puenty nie tracą na celności.
Słowo „urokliwy” jest tu słowem – kluczem. Wyobraźnia Calvina jest taka nieposkromiona, taka cudownie dziecięca, że na chwilę lektury można zapomnieć o jakichś tam swoich sprawach i po prostu parskać śmiechem raz po raz. Calvin się myli mówiąc: Dzieciństwo służy do obrzydzania dorosłości – jego dzieciństwo moją dorosłość ubarwia. Dlatego „C&H” to jeden z moich ulubionych komiksów.
Przy okazji „Calvina i Hobbesa” grzechem byłoby niewspomnienie o paru ciekawych rzeczach. Przede wszystkim o: tekście porównującym Calvina do Jacka z Fight Clubu, urywku Robot Chickena i paru śmiesznych grafikach.
hej, witamy w motywie drogi :D
Ja jak zwykle ponarzekam na brak pieniędzy. A chciałbym skompletować sobie wszystkie C&H… Tak samo jak wszystkie Dilberty, Garfieldy i inne paskowce. Argh!
„gdy kasy nie ma idziemy na bena” :D
Ja też miałem zamiar skompletować CH, ale poczta mi to na razie uniemożliwia.
bele – dilberty? przecież po 15 paskach zaczyna się robić monotonnie, po 30 czujesz że czytasz w kółko to samo, po 50 pewnie ma się ochotę kogoś zamordować za pomocą kserokopiarki i spinaczy biurowych.
Dilberty to zło. Mnie wystarczy jak przeczytam jeden na miesiąc w GW Praca.
dilberty są zajebiste. dla mnie jedyna monotonia tam występująca to monotonia codziennej głupiej pracy bohaterów Adamsa. wczoraj przeczytałem sobie nowy tom i śmiałem się do rozpuku. choć wiele żartów jest tam mocno przerażających.
Ale Ty Szymon jesteś inny, Ci podeszło „Piekło, Niebo” :P. Mnie nie za bardzo. Po lekturze czułem niedosyt i jakieś takie poczucie, że tam nic się nie dzieje.
A ja mam wszystkie Calviny,
a ja mam wszystkie Calviny,
a ja mam wszystkie Calviny,
a ja mam wszystkie Calviny!
Ha!
Dilberta trzeba sobie dawkować po prostu, bo inaczej to nuuda i powtarzalność.
dla mnie dawka cotygodniowa w wyborczej się okazała za duża.
To raczej inni są inni :-)
Ja akurat uczucie niedosytu bardzo lubię. Zdecydowanie bardziej niż przesyt. Taki np. „To nie jest kraj dla starych ludzi” zostawił mnie z niedosytem, który każe mi cały czas myśleć o tym filmie. I bardzo mi się to podoba. A „Piekło, niebo” jest takie jakie miało być – kameralne, stonowane. I jeszcze cytat z dzisiejszego maila od pewnego dziennikarza piszącego o komiksach i nie tylko: „Berlin – wiadomo, ale to Piekło, niebo
bardzo miła niespodzianka – tzn. w swojej konkurencji – swietny”.
Są więc jeszcze na świecie inni inni :-)
abstrachujac od tematu posta to juz was nie czytam
z oboma mam fatalny gust-o-metr :P
Po prostu Lastfm nie zapisuje statystyk z tego, co słucham na odtwarzaczu przenośny, byłoby lepiej :)
O to to!
Kolec – ja też mam wszystkie Calviny. W trzech tomach :D